3. Inteligencja
objawia się właściwymi wyborami.
Wszystko, co widziałam to woda, iskrząca się intensywnie w
blasku gwiazd. Usilnie próbowałam dostrzec coś poza nią, jednak ewentualny ląd
ginął za ciemną zasłoną widnokręgu. Dla pewności obróciłam się dookoła własnej
osi, mrużąc przy tym oczy. Zimny piasek, który wyczuwałam pod stopami,
uformowany w wysepkę pozwalał mi tylko na jeden krok w każdą stronę.
- Co ja tu robię? –
spytałam na głos, próbując pobudzić mój umysł do pracy. Przymknęłam oczy i
przycisnęłam lekko skostniałe dłonie do skroni. Charakterystyczny zapach
morskiej wody drażnił nozdrza. Próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek, jednak
moje wspomnienia były jedynie nieuporządkowanymi urywkami pozbawionymi
jakiegokolwiek kontekstu. Kilka obrazków, z których mogłam ułożyć jedynie
encyklopedyczny obraz mojej osoby; znak wioski, rodzinne zdjęcie, kunai i
oddalająca się sylwetka. Ludzkie serce trzymane w lateksowej rękawiczce. Moje
imię i nazwisko, wypisane czarnym atramentem na starym pergaminie. Zastanawiałam
się, jakim cudem ktoś zabrał mi moje wspomnienia.
- Nie – zaprzeczyłam,
kiedy tylko o tym pomyślałam. Ja ich nie straciłam. Irracjonalnie czułam ich
obecność, jakby ktoś dał mi klatkę z nimi, ale zapomniał dopasować klucza.
- No właśnie, Sakura,
kto taki, jak ci się wydaje?
Otworzyłam szeroko oczy desperacko szukając źródła głosu,
dłonią błądząc machinalnie po prawym udzie. Rozejrzałam się jeszcze raz, nic
się jednak nie zmieniło. Nie wyczułam obecności nikogo innego; byłam sama, nie
było możliwości, żeby ktoś ukrywał się w pobliżu. Dopiero po chwili dotarło do
mnie, że moje odczucia nie mają żadnego znaczenia. Zostałam porwana(?),
zaciągnięta na pustą wysepkę, pozbawiona broni i historii własnego życia. Moje
ciało mechanicznie podrywało się do walki, ale głowa nie wiedziała jak. A mimo
to, byłam tak idiotycznie spokojna! Chociaż powinnam szaleć z niepokoju,
wściekłości i poniżenia, szukać drogi ucieczki, krzyczeć, moje ciało zdawało
się nadzwyczaj łatwo akceptować chłodne, nocne powietrze i otaczającą mnie
pustkę. Dopiero teraz przyjrzałam się sobie uważnie. Błękitna, chyba jedwabna
suknia sięgała mi do kostek, a jej wykończenia z białej koronki obcierały nadgarstki.
Nie wybrałam jej sama. Była za długa, niepraktyczna, a jej kolor, chociaż
wywoływał drgania klatki ze wspomnieniami, zdawał się do mnie nie pasować.
Stopy miałam bose, a niepomalowane paznokcie zdawały się być zbyt długie i
ładne. Jasna, nienaturalnie gładka skóra, w nikłym świetle nocy przywodziła na
myśl najdroższą porcelanę. Z jakiegoś powodu podwinęłam suknię i przejechałam
dłońmi po brzuchu, szukając choćby najmniejszej chropowatości odbiegającej od
gładkiej faktury. Znowu nic. Dziwne –
pomyślałam. – Trochę jak na końcu
świata...
- Chciałabyś, żeby tak było? – Pytanie ponownie było głośne
i wyraźne, wypowiedziane tonem zupełnie niewskazującym na oczekiwaną odpowiedź.
Tylko tym razem, poznawałam ten głos – swój głos. Absurdalność tego odkrycia
wydusiła ze mnie tylko głuchy śmiech.
- Wystarczy jedno
twoje słowo, a twoje wspomnienia pójdą na dno. Koniec stanie się początkiem
czegoś nowego. Nie tego chcesz?
- Nie wiem! –krzyknęłam,
próbując zachować resztki zdrowego rozsądku w „morzu” groteski– Jak mam, do
jasnej cholery, wiedzieć czy chcę swojego życia skoro go nie znam?!
- Nie potrzebne ci
szczegóły. Wystarczy, że czujesz.
Otworzyłam usta, chcąc natychmiast zaprzeczyć. Zanim jednak
zdołałam sformować sensowny argument do głowy przyszła mi irracjonalna myśl, że
ona(ja – poprawiłam się szybko) może
mieć rację. Kiedy skupiałam się na poszczególnych strzępkach odczuwałam całą
gamę skrajnych emocji. Niekiedy kilka na raz: szczęście, strach, smutek,
rozpacz uderzając we mnie w jednym momencie wywoływały drżenie skóry. Tylko czy
udane życie może być spokojne? Nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi.
- Więc szukaj.
Zerwała się gwałtownie z łóżka biorąc głęboki wdech. Kiedy
powietrze wypełniło jej płuca, a serce zaczęło bić nieco wolniej podparła się
na łokciach i uprzednio odgarniając mokre włosy z twarzy omiotła wzrokiem
pomieszczenie. Na podłodze leżały obie jej poduszki, a dopasowana do nich biała
pościel przylepiła się do jej nóg. Na widok zmiętego prześcieradło, które
zsunęło się i w połowie leżało na podłodze jęknęła cicho. Oblepione przez
drobinki kurzu z niezamiatanej od tygodni podłogi nadawało się już tylko do
prania.
- Sakura!
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie obudziła się sama.
Przeklęła w myślach to, że po raz kolejny nie zamknęła drzwi wejściowych na
klucz. Miała ochotę opaść z powrotem na materac i przykryć twarz, nawet przepoconą,
kołdrą. Zanim jednak zdążyła drgnąć choćby o milimetr drzwi do sypialni
otworzyły się, omal nie wypadając przy tym z zawiasów. Stojąca w nich kobieta
miała krótkie blond włosy, przez które gdzieniegdzie zaczęła przebijać siwizna
i intensywnie zielone oczy. Luźna, granatowa sukienka, którą miała na sobie,
sięgała jej do kostek i nie podkreślała żadnych szczegółów jej figury. Odsłoniła
ciemne zasłony i spojrzała na leżącą w łóżku dziewczynę.
- Cześć kochanie. Drzwi
były otwarte – powiedziała uśmiechając się przyjaźnie. Sakura, wiedząc, że jest
zupełnie pozbawiona drogi ucieczki, zerknęła na nią, unosząc kąciki ust do
góry.
- Wiem. Wróciłam
wczoraj późno i najwidoczniej zapomniałam ich zamknąć – wytłumaczyła, w myślach
powstrzymując się przed dodaniem, że to nie zwalnia jej od pukania. Podniosła
się nieśpiesznie z łóżka, spoglądając przy okazji za okno. Musiało być około
dziesiątej, oceniła, widząc skąpane w słońcu twarze ludzi na ulicach. Mieszkała
na tyle blisko siedziby Hokage, że mogła dostrzec otwarte okno w jej gabinecie
i strzegących budynek anbu. Stojący obok, poszarzały gmach szpitala z zewnątrz
sprawiał wrażenie nienaturalnie spokojnego, zwłaszcza w oczach kogoś, kto tak
dobrze znał jego wnętrze
- Och, gdzie byłaś?!
– krzyknęła, nazbyt entuzjastycznie jej matka. Sakura westchnęła ciężko.
- W pracy – odrzekła
krótko. Nie musiała na nią patrzeć, żeby poznać jej reakcje. Tęczówki straciły
swoje podświetlenie, a grymas na jej twarzy zmienił się z prawdziwie
podekscytowanego na obojętny, kiedy wypowiadała zwykłe „aha”. Dłonie, które
wcześniej przyłożyła do ust, teraz trzymała splecione na wysokości linii
brzucha. Jak w kreskówce...
- Przepraszam, że cię
zawiodłam – rzuciła ironicznie, wstając w końcu z łóżka. Nie zaszczycając jej
nawet spojrzeniem wyszła z pokoju i skierowała się do kuchni.
- Kochanie, wiesz, że
chce dla ciebie jak najlepiej. Dla mnie zawsze będziesz najwspanialsza, ale
spójrzmy prawdzie w oczy: Niedługo skończysz dwadzieścia lat, jesteś ładna, ale
mało osób może się o tym przekonać, bo ciągle siedzisz w szpitalu. I pomyśleć,
że mogłabyś być teraz narzeczoną przyszłego Hokage! - lamentowała, nieświadomie podnosząc ton.
Sakura zgniotła trzymaną w dłoni szklankę, zanim zdążyła nalać do niej wody.
Nie zważając na ściekającą obficie krew i szkło, które w połączeniu z jej
kroplami tworzyło barwną mozaikę na jasnych kafelkach, podeszła do drzwi
wejściowych i otwierając je na oścież krzyknęła:
- Jeśli przyszłaś to
tylko po to, żeby po raz tysięczny wkurzać mnie tym samym, to stąd wyjdź.
Natychmiast!
- Dlaczego na mnie
wrzeszczysz?!
- Po kimś to
najwidoczniej mam! - wyrzuciła – Nie po
to się wyprowadziłam, żeby dalej słuchać twoich i ojca wynurzeń na temat mojego
stanu cywilnego!
- Ja się tylko o
ciebie martwię! Teraz jesteś młoda, ludzie wciąż o tobie pamiętają po wojnie.
Musisz to wykorzystać...
- Mam wykorzystać
śmierć setek tysięcy ludzi, żeby znaleźć sobie faceta?! Czy ty siebie w ogóle
słyszysz?! – wybuchła, zupełnie zapominając o otwartych drzwiach.
- Przecież wiesz, że
nie o to mi chodzi! Cholera, Sakura, do niczego cię nie zmuszam, ale nikt nie
jest szczęśliwy będąc sam!
Po tych słowach na kilka, niezwykle długich sekund, zaległa
cisza. Dziewczyna wzięła głęboki, uspokajający oddech i ugryzła się, przynajmniej
na chwilę, w język, pozwalając matce kontynuować.
- Przyszłam zobaczyć
jak się czujesz, tak długo cię u nas nie było. Na wejściu omal się nie
potknęłam o podręczniki do medycyny
Potem zauważyłam, że długo nie sprzątałaś – na dowód tego wskazała na stos
brudnych naczyń zalegający w zlewie.
- Nie jestem samotna
czy nieszczęśliwa, tylko leniwa – odparła zmęczonym tonem i zamknęła z powrotem
drzwi do mieszkania. – I do tego głodna.
Śniadanie, ku uciesze i niemałemu zdziwieniu obu stron
upłynęło wyjątkowo spokojnie. Sakura wyraźnie potrzebowała zwykłej rozmowy o
wszystkim i o niczym, a i propozycja pomocy w domowych porządkach wydała się
jej kusząca. Kiedy matka opuściła jej mieszkanie, w zdecydowanie lepszym
nastroju weszła pod prysznic i postanowiła, że zanim wyjedzie musi zobaczyć
Raidena.
Stanęła pod drzwiami i zapukała dwukrotnie. Kiedy po
dłuższej chwili nikt się nie pojawił ponowiła czynność tym razem przystawiając
ucho do drzwi i próbując usłyszeć jakikolwiek dźwięk charakterystyczny dla
domowej krzątaniny – niczego takiego jednak nie było. Zdziwiona, obeszła dom
dookoła zastanawiając się gdzie mógłby pójść. Od czasu „wypadku” raczej unikał
wioski, w pobliżu, z tego co wiedziała,
nie było też nikogo, kogo mógłby odwiedzić. Zamknęła oczy i próbowała skupić
się na najbliższej okolicy, chociaż miała świadomość, że ktoś z tak marnymi
zdolnościami tropicielskimi jak ona nie ma szansy go wyczuć – był zbyt dobry.
Pomyślała nad zostawieniem mu notki z wyjaśnieniami, jednak niewytłumaczalna,
wewnętrzna, blokada jej na to nie pozwalała. Z braku pomysłu ruszyła wydeptaną
w lesie ścieżką na południe od jego domu, mając nadzieję, że natknie się na
niego na spacerze. Czując jak wiatr odbija się od wiekowych drzew i atakuje jej
ciało żałowała, że nie narzuciła nic na beżową bluzkę na ramiączkach i
wyjątkowo krótkie, czarne spodenki. Żeby dojrzeć coś zza grubych pni i obfitego
podszytu musiała zbaczać ze ścieżki i narażać odsłonięte kostki na drobne
obtarcia. Dopiero po piętnastu minutach drogi zobaczyła światło, wyłaniające
się zza rozłożystych gałęzi.
- Jeśli tak go nie
będzie, zawracam – zdecydowała, przyspieszając nieznacznie kroku. W momencie,
kiedy zobaczyła źródło światła – niewielką, nienaturalnie okrągłą leśną polanę,
do jej uszu zaczęły docierać ciche, ludzkie
jęki, dotąd zagłuszane przez wiatr i wyjątkowo głośne tego dnia ptaki.
- Raiden?! –
krzyknęła, wbiegając na polanę i walcząc z nawykowym mrużeniem oczu. Pożółkła
od braku deszczu trawa sięgała jej do połowy łydek, co utrudniało dojrzenie
jakiegokolwiek kształtu. Zdjęła niewygodne buty i pobiegła na środek, cały czas
powtarzając jego imię. Kiedy w końcu go dojrzała, na ułamek sekundy stanęła
oniemiała. Chłopak leżał po drugiej stronie łąki, przy samym wejściu do lasu.
Jego ciało, nienaturalnie powykręcane w niemożliwej do ukrycia agonii rzucało
się na wszystkie strony w bezskutecznej próbie znalezienia pozycji, w której
ból nie odbierałby mu zmysłów. Brązowa koszula była rozdarta, co uwidoczniło
rozerwane szwy na jego torsie i krew tworzącą wartkie strumienie w
zagłębieniach między żebrami. Nie miał siły krzyczeć, krztusił się własnymi
łzami, gdy z jego ust wydobywały się niezrozumiałe jęki.
- Raiden! – wydusiła,
klękając przy nim. Wykonała machinalnie kilka pieczęci i przyłożyła otoczone
chakrą ręce do otwartych ran, ostrożnie kładąc mu głowę na swoich kolanach.
Odwrócił głowę w jej stronę przez co krople potu z jego czoła zmoczyły jej
nogi.
- Sakura – wysapał
błagalnie. – Niech to się skończy!
- Jeszcze tylko
chwila, obiecuję – zapewniła, patrząc w jego zmęczone oczy. – Obiecuję,
rozumiesz? – powtarzała, żałując, że nie może oderwać ręki od jego klatki
piersiowej żeby odgarnąć mu mokre włosy z twarzy. Raiden zacisnął wargi i
walcząc z bólem, który z pewnością nasilała ta czynność, kiwnął głową.
- Spokojnie, już
niedługo – powiedziała, kiedy wtulał rozpalone czoło w jej zimne uda. Gdy tylko
udało jej się powstrzymać krwawienie z ostatniej rany, czuła jak jego ciało
momentalnie przestało drżeć. Stracił przytomność.
Kiedy leżał później w swoim wąskim łóżku, przykryty
seledynową pościelą, sprawiał wrażenie nienaturalnie spokojnego. Sakura
zamoczyła ręcznik w zimnej wodzie i odmyła mu twarz przy okazji lecząc obtarcia
na policzkach. Było stosunkowo późno, ale sumienie nie pozwalało jej na wyjście
nie dowiedziawszy się co się stało.
Chcąc zebrać myśli otworzyła swój brązowy notatnik na pustej
stronie, w prawym górnym rogu zapisując tylko datę. Odetchnęła głęboko,
żałując, że nie może się przejść i pozbierać myśli. Sytuacja stała się dla niej
dużo trudniejsza wraz z momentem, kiedy Raiden z pacjenta zmienił się w...
przyjaciela? Nie była pewna, czy może go tak nazywać, w końcu znali się
stosunkowo krótko – jednak to pierwsze słowo, którym go charakteryzowała. Nie
pacjent, nie znajomy – przyjaciel. Wolała nie myśleć o tym, jak wiele egoizmu i
zachłanności kryje się w tym słowie.
Na początku była pewna, że ktoś go zaatakował. Było to tak
oczywiste, że kiedy niosła jego bezwładne ciało do domu, wręcz czuła adrenalinę
rozlewającą się po jej ciele i przygotowującą je do walki. Wystarczyło jednak,
że położyła go na pościeli i jeszcze raz spojrzała na rany, aby przeklęła na
głos swoją wcześniejszą głupotę. Szwy nie były przecięte, jak założyła
wcześniej, tylko pęknięte, najprawdopodobniej od mocnego naprężenia ciała.
Poszarpane krawędzie, które ją zmyliły, były, choć ciężko w to uwierzyć,
wynikiem drapania. I wystarczyło przelotnie spojrzeć na jego paznokcie, żeby
wiedzieć, kto był ich sprawcą.
Sakura nie znała Raidena przed wypadkiem, więc nie mogła
wiedzieć jak bardzo to wydarzenie zmieniło jego psychikę. Na samym początku,
kiedy leżał nieprzytomny na intensywnej terapii, dotarła do jego byłej
dziewczyny, próbując się czegoś o nim dowiedzieć. Z jej relacji wynikało, że
był taki sam jak kiedyś: cichy, spokojny, łatwo podporządkowywał się rozkazom,
sam zupełnie nie zainteresowany władzą. Po mimo zdolności, bycie shinobi
traktował tylko jako zawód, a nie
filozofię życia, dlatego, choć zawsze w czołówce, nigdy nie był najlepszy. Ich
związek umarł śmiercią naturalną, kiedy dostał kilkumiesięczną misję poza
granicę wioski.
Sakura sama nie wiedziała, kiedy półmrok panujący w
pomieszczeniu i nieprzespana spokojnie noc dały o sobie znać. Półprzytomnie
podkuliła pod siebie nogi, próbując je zmieścić na drewnianym krzesełku i
położyła na nich głowę.
Obudziło ją skrzypanie jesionowej podłogi. Na jej dźwięk
poderwała się gwałtownie do góry i zachwiała niebezpiecznie. Z przyzwyczajenia
poprawiła włosy, które musiały sterczeć jej na wszystkie strony.
- Mogłaś się położyć
na kanapie – powiedział cicho, wyraźnie speszony jej widokiem. Wyglądał trochę
lepiej, zarzucił na siebie luźną, czarną bluzę, zza której nie prześwitywały
świeżo założone bandaże. Mając z pamięci widok z przed kilku godzin, jego rysy
wydawały się wyjątkowo łagodne.
- Nie miałam zamiaru.
Chciałam zaczekać, aż się obudzisz, a że nie spałam tej nocy zbyt dobrze... –
plątała się, nieporadnie gestykulując przy tym rękami. – Jak się czujesz? –
spytała szybko.
- W porządku –
odparł, na pozór obojętnie, odwracając od niej wzrok. Podszedł do okna, i
manipulując zwinnie cienkimi sznureczkami podniósł ciężkie żaluzje, pozwalając,
aby słońce oświetliło pokój.
- Chyba wolisz, jak
jest tutaj jasno – mruknął. Sakura przygryzła wargę zastanawiając się jak
sformułować krążące jej po głowie pytanie. Jakże chciałaby być obdarzona tą
rzadką umiejętnością prowadzenia rozmów!
- Raiden – zaczęła
zmęczona ciszą – Co się stało?
Chłopak odwrócił wzrok od okna i na powrót usiadł na brzegu
łóżka. Zaczerpnął głośno powietrza, zbierając myśli.
- Ja, chyba sam nie
wiem – rzekł, unikając jej wzroku. – Rano czułem się normalnie. Wyszedłem z
domu, na spacer. W połowie drogi zaczęła boleć mnie głowa, ale chyba do tego
przywykłem, bo zupełnie to zignorowałem. Jednak nim doszedłem do tej polany,
ten ból stał się nie do zniesienia. To już nie była głowa, ale nawet nie wiem
co innego – zdawało mi się, że wszystko
– mówił, nieświadomie ściszając głos. – Byłem pewien, że oszaleję –
zakończył szeptem.
- Bierzesz regularnie
leki? – spytała, po części dla pewności, a po części dając sobie czas do
namysłu. Od razu skinął głową.
- Prawdę mówiąc,
Sakuro, one od kilku dni działały coraz słabiej.
- Dlaczego do mnie
nie przyszedłeś? – wybuchła, posyłając mu karcące spojrzenie. Gdyby nie to, że
nie ufała swoim zamglonym oczom, mogłaby przysiąc, że się lekko zarumienił.
- Słyszałem, że
jesteś zajęta. I tak już dużo dla mnie zrobiłaś – odparł. Chociaż jego oczy zdawały
się być szczere, brzmiało to jak wyuczona formułka grzecznościowa. Pieprzenie.
- Powinieneś wrócić
do szpitala – stwierdziła, dumna ze swojego tonu. Żadnych pytajników, żadnych
sugestii: tylko opinia. – Nie ma żadnych podstaw do tak silnych napadów bólu
przy regularnym zażywaniu leków.
- Nie – odpowiedział.
Mimo, że mówił co najmniej o pół tonu ciszej od niej, a jego ciało wciąż
pozostawało w pozycji siedzącej, jego stanowczość nie pozostawiała
złudzeń. – Dużo lepiej czuję się w domu.
- Mógłbyś dzisiaj
zginąć! – Nie wytrzymała. Miała ochotę odwrócić wzrok od palącego spojrzenia jego
piwnych oczu, które zdawały się wwiercać w jej umysł i przestawiać drobne
dźwignie kontrolujące jej reakcje.
- Każdy może. –
Wzruszył ramionami, a ona parsknęła zirytowana.
- Nie ty.
I nie dodała nic więcej. Lekko zdezorientowany jej
zachowaniem, zaczął jeszcze raz.
- Sakura, wiesz, dużo
lepiej niż ja, że to może nic nie dać. Mogę się uodpornić na nowy zestaw leków,
zajmę tylko miejsce. Szpital nie da mi niczego, czego nie mogę mieć w domu.
- Da ci lekarzy, w
czasie kiedy mnie nie będzie.
- Wyjeżdżasz? –
Skinęła głową.
- Dlatego tu jestem –
wyjaśniła. Chciała wrócić do poprzedniego tematu. Ale znowu ją wyprzedził.
- Na jak długo?
- Nie mam pojęcia –
odpowiedziała szczerze. – To zależy od wielu czynników.
- Więc tym razem nie
jedziesz tylko w celach medycznych? – dociekał, chociaż wyraz jego twarzy dalej
pozostawał niewzruszony.
- Nie – przyznała. –
Słuchaj, naprawdę nie powinnam o tym mówić. Przynajmniej na razie. – Ku jej
zdumieniu, słysząc to, zaśmiał się lekko.
- Mam wrażenie, że
żyję w równoległej rzeczywistości. Zabawne uczucie.
- Chyba znam je aż za
dobrze... – rzekła, nie mogąc się powstrzymać przed studiowaniem jego wyrazu
twarzy. Nie wyrażała ona żadnej ciekawości, ani choćby nutki zaintrygowania
spowodowanego nagłym brakiem dostępu do sekretów wioski. Interesowały go tylko
jej poczynania, nie misja sama w sobie, zupełnie, jakby odcięcie się do tego
świata było porównywalne z przecięciem nieszczególnie grubego sznurka.
Przypomniała sobie, jak któregoś razu uważnie studiowała książki w jego
salonie, zauważając, że tylko nieliczne, stojące koło siebie, nie miały
popękanych grzbietów. Jego obojętność, wręcz wzmagała w niej irytacje. Nie
potrafiła zrozumieć, jak ktoś pozbawiony wszelkiej pasji, nawet mimo zdolności,
mógłby zostać przyjęty do anbu przez jej mentorkę. Nie dopuszczała do siebie
jej błędu, wolała trzymać się myśli, że Raiden jest po prostu genialnym
aktorem.
- Mogę cię o coś
zapytać? – rzekła, wciąż nieobecnym tonem. Po raz pierwszy mogła dostrzec
zaskoczenie na jego twarzy, zanim przykrył je maską. Kiwnął głową, nie
przestając studiować jej tęczówek.
- Czy jest coś o czym
marzysz? Cokolwiek.
Oczami wyobraźni mogła łatwo zobaczyć falę myśli, która w
niego uderzyła. Sakura pomyślała o doprecyzowaniu, jednak ostatecznie z tego
zrezygnowała. Nie chciała mu niczego ułatwiać.
- Swojego czasu
miałem ich sporo – odezwał się w końcu, wyraźnie ważąc słowa. – Jak byłem
młodszy. Wiesz, że mieszkałem w sierocińcu?
Przytaknęła.
- Chciałem się
stamtąd wydostać. Nie wiem, czy nie kwalifikuje się to bardziej pod cel, ale
jeśli nazwiemy to marzeniem, to prawdziwy ze mnie szczęściarz – rzucił
ironicznie. – Jak widać marzenia się spełniają.
To wiele wyjaśnia...
- Dlatego zostałeś
shinobi, prawda? – upewniła się.
- Tak, byłem niezły i
widziałem w tym swoją szansę.
- A teraz? Co jest
dla ciebie szansą? I na co? – dodała
w myślach.
- Jak na razie to ty
jesteś moją szansą. Ty i nowe leki, mam rację? – Nie miała siły się z nim
kłócić i w głębi duszy wiedziała, że nie przyniesie to skutku. Podniosła
brązowy notes, który wcześniej nieświadomie zrzuciła na podłogę i wyrwała z
niego kartkę.
- Wypisze ci nową
receptę. W szpitalu spędzisz dwadzieścia cztery godziny, żeby się upewnić, że
nie wystąpi reakcja alergiczna. Potem będziesz
je zażywał w tych samych dawkach, co stare i zgłaszał się do Shizune codziennie
na kontrolę. Jeśli tylko poczujesz się choćby minimalnie gorzej biegniesz do
centrum. Rozumiemy się?
- Oczywiście –
zapewnił. Nie miała powodu, żeby mu nie wierzyć, cokolwiek by nie powiedzieć, o
jego motywach, zależało mu na tym, żeby wydobrzeć, chociażby dlatego, że
męczyła go utrata swojej niezależności.
Kiedy minutę później stali przy jego drzwiach wyjściowych,
Sakura, sama zdziwiona swoim zachowaniem, wspięła się na palce i objęła go
ostrożnie.
- Na litość boską
uważaj na siebie – powiedziała, ściskając go nieco mocniej.
- To chyba ja
powinienem to mówić.
***
Shiakamaru Nara siedział na ganku swojego rodzinnego domu,
obserwując zachód słońca. Po raz kolejny w tym roku zastanawiał się, czy
powinien się wyprowadzić, czy jednak zostać. Nie chciał zostawiać mamy,
doskonale wiedział, że żadne z nich nie pogodziło się ze śmiercią ojca. Ból po
jego straci odbijał się w każdym geście jaki wykonywała, nie ważne, czy był to
obojętny stosunek do nie umytych naczyń, który dawniej oznaczał koniec świata
czy tępe spojrzenie utkwione na pierwszej stronie rodzinnego albumu. Zdjęciu,
przedstawiającego ciężarną Yoshino, ubraną w zieloną sukienkę, z czułością obejmowaną przez męża, na które
nie był w stanie spojrzeć od trzech lat. Niemal machinalnie wyjął z kieszeni
spodni paczkę papierosów. Wyjął jedną z fajek, odpalił i zaciągnął się głęboko, z ulgą witając
charakterystyczne palenie gardła. Powoli wypuścił dym z płuc i strzepnął popiół
do szklanej popielniczki, stojącej koło planszy shougi. Granie samemu ze sobą
było nudne, ale pozwalało mu odwrócić uwagę od niespokojnych myśli. Poniekąd
też bawiła go próba oszukania samego siebie, ułożenia strategii, której nawet
on nie byłby w stanie rozgryźć. Zaśmiał się na głos, przypominając sobie swoje
dawne podejście do samodoskonalenia
- Widzę, że ci się
nudzi, Nara. – Usłyszał za sobą. Z lekkim niedowierzaniem odwrócił się,
napotykając na sobie wzrok samej Hokage. Doskonale wiedział, co Tsunade myśli o
jego nałogu, więc, żeby uniknąć kłopotów, zgasił papierosa i skłonił się lekko.
- Nie dostałem
informacji, że mam się z panią spotkać. – powiedział, obserwując jak siada na
przeciwko niego. Ściągnęła brwi i zaczęła zdrapywać skórki, dokładnie lustrując
wzrokiem planszę. W końcu przestawiła jednego z pionków, patrząc na niego
wyzywająco.
- Bo i takiej
informacji nie wysłałam. Mi też się nudzi.
– odparła, czekając na jego ruch. Nie mógł powstrzymać delikatnego
uśmiechu wpełzającego na jego usta. Godaime na pewno nie brakowało
inteligencji, bez problemu rozszyfrowała jego zamiary i zniszczyła je jednym
ruchem. Co nie zmieniało faktu, że wciąż miał jeszcze czterdzieści osiem
opcji...
- Co cię do mnie
sprowadza? – spytał, leniwie popychając pionek palcem wskazującym. Ostatnie
promienie światła padały na twarz przywódczyni wioski, sprawiając, że jej oczy
mieniły się delikatnie. Po mimo tego, że wyraźnie postarzała się po wojnie,
wciąż oszałamiała urodą i bijącą od niej, nie dającą się podrobić elegancją.
- Dziwne rzeczy się
ostatnio dzieją na świecie – odpowiedziała, przygryzając paznokieć. Przyglądała
się dłuższą chwilę planszy, następnie spoglądając na chwilę na jego dłonie. W
końcu wykonała swój ruch. I zostało
czterdzieści siedem opcji...
- Chodzi o te
ciała? - spytał i nie marnując czasu
wykonał bicie. Wiedział, że nie powinien prowokować kobiety o tak
nieprzewidywalnym temperamencie, ale nie mógł się powstrzymać. Tsunade
westchnęła zirytowana.
- Dlaczego mnie nie
dziwi, że o tym wiesz? – jęknęła, zirytowana patrząc na planszę. Może i miała
wystarczające możliwości intelektualne do tej gry, ale z pewnością brakowało
jej cierpliwości. Postawiła swoje figury dokładnie tam, gdzie Shikamaru
zaplanował, że je postawi. – Takie ciała
znajdują się na całym świecie. Poza tym odnotowano dość sporo zaginięć.
Chłopak spojrzał tęsknie w stronę zgaszonego papierosa.
Zamarł na dłuższą chwilę, sam nie wiedział czy większa uwagę poświęcając grze
czy słowom Hokage. W końcu przestawił swój pionek tak, że był o krok od
wygranej.
- Podejrzewasz, że to
jakaś nowa organizacja, prawda? – odezwał się, wciąż skupiony na grze. Tsunade
kiwnęła głową patrząc mu w oczy i nie czekając za długo wykonała swój ruch,
uśmiechając się z wyższością. Więc jednak
to zaplanowała. – stwierdził, wykonując swój charakterystyczny gest.
Przymknął oczy, zbierając wszystkie nasuwające się mu spostrzeżenia do kupy. W
końcu popchnął nieruszanego od początku gry pionka do przodu.
- Anbu niczego się
nie dowiedziało?
Ponownie zaprzeczyła. Nie udało jej się ukryć tryumfalnego
grymasu na twarzy kiedy dostała się do jego króla.
- Szach – powiedziała spokojnie, rozmasowując
nadgarstki. – To tylko moje
przypuszczenia. Nie mam żadnego dowodu, nawet najmniejszej wskazówki, że mogę
mieć rację. Najwyżej wyjdę na starą jędzę z urojeniami, ale wysłałam Sakurę,
żeby trochę powęszyła. Kiedy wróci, powinna być już tu delegacja z Suny.
Skompletuj drużynę i zajmijcie się tym.
Shikamaru spojrzał w kierunku, wciąż bladego księżyca. Z
trudem powstrzymał się przed zadaniem cisnącego się na usta „dlaczego ja”, ale
nie miał zamiaru protestować. Każda organizacja, to zagrożenie wojną, a każda
wojna to cierpienie. Wolał, żeby nowe pokolenie, którego przedstawicielkę
zabrał dzisiaj na lody, tego uniknęło. Kiwnął głową, wykonując swój ostatni
ruch.
- Nic nie mów, Nara –
powiedziała, znikając w kłębach dymu.
Szach mat.
***
- Gapi się na ciebie.
Zero reakcji. Wolała udawać, że nie słyszy, całą uwagę
poświęcając trzymanemu w jej dłoni kieliszkowi. Wypełniająca go do połowy,
przezroczysta ciesz barwiła się na żółto, ulegając, podobnie jak inne
przedmioty, sztucznemu światłu w pomieszczeniu. Lokal o tej porze był
zatłoczony, a co za tym idzie duszny i klaustrofobiczny, co sprawiało, że miała
ochotę z niego uciec. Gdyby się tak zastanowić, sama nie wiedziała, dlaczego
jeszcze tego nie zrobiła. Nic nie drażniło jej tak bardzo, jak ludzie, którzy z
powodu braku miejsca co chwilę się o nią
ocierali.
- Temari, koleś za
tobą się patrzy – powtórzyła, nieco głośniej Midori. Dziewczyna westchnęła
przeciągle, przymykając na chwilę oczy. Jakby od niechcenia założyła nogę na
nogę i otarła kciukiem resztki burgundowej szminki z cienkiego szkła. Przechyliła
nieco głowę, napotykając wzrok mężczyzny, siedzącego po drugiej stronie baru ze
szklanką whisky w ręku. Zdawał się być o kilka lat starszy od niej, dobrze
zbudowany blondyn z kilkudniowym zarostem i irytującym, aroganckim uśmiechem
wymalowanym na wąskich ustach. Temari
zmierzyła go z góry na dół i, upewniając się, że patrzy jej w oczy, a nie po
raz kolejny w dekolt, przewróciła oczami i
dopiła białe wino do końca.
- Wychodzimy –
zakomunikowała, wstając i poprawiając spódniczkę. Midori otworzyła usta, żeby
coś powiedzieć, ale szybko z tego zrezygnowała, podążając w kierunku wyjścia za
przyjaciółką.
- Dalej cię to
drażni? – zapytała, kiedy znalazły się już na zewnątrz. Ulice Suny, pozbawione
jakichkolwiek latarni, były prawie niewidoczne w nikłym świetle gwiazd. Nocny,
pustynny wiatr był wyjątkowo ostry, za sprawą znajdujących się w nim drobinek
piasku.
- Nie jestem
kawałkiem mięsa dla wygłodniałych psów. – odparła obojętnie, zwalniając kroku –
Przejdźmy się nad jezioro – dodała i nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze
strony przyjaciółki ruszyła w tamtą stronę. Midori nie widziała sensu w
przekomarzaniu się. Zdążyła się juz przyzwyczaić do tego, że Temari lubi sama o
wszystkim decydować, a łatwość, z jaką to robiła rosła wprost proporcjonalnie
do ilości problemów, które miała. Ot, jedna z licznych, dla większości niepojętych,
cech jej charakteru.
Jezioro, do którego
dotarły w przeciągu kilkunastu, cichych minut, bardziej przypominało typową,
bajkową oazę. Idealnie okrągły, niewielki zbiornik ze wszystkich stron otoczony
bujną, egzotyczną roślinnością. W chaszczach dookoła słychać było odgłosy
nocnego życia zwierząt. Usiadły przy brzegu, obserwując złożone na czas nocy
lilie. Temari wyłowiła delikatnie jedną z nich, przyglądając się z
zainteresowaniem jej eterycznym płatkom.
- Wiesz, byłabyś
chyba jeszcze lepszym ogrodnikiem, niż kunoichi – zażartowała Midori,
przejeżdżają palcami po swoich śliskich włosach.
- Kwiaty nie mówią –
powiedziała nieco nieprzytomnie Temari. Zapatrzona przed siebie, z podkulonymi
nogami i lekko rozchylonymi ustami wyglądała zupełnie inaczej niż na co dzień.
- O czym myślisz?
Słysząc to pytanie, blondynka odwróciła się w jej stronę i
przyjrzała uważnie.
- O niczym
szczególnym – odparła wymijająco, uśmiechając się nieznacznie.
- To znaczy?
- Po prostu,
wyjątkowo melancholijny dzień. – Wzruszyła ramionami, zanurzając stopy w zimnej
wodzie.
- A tak dokładnie? –
dociekała Midori, naśladując ją.
- Nawet nie
wiem. O misji, trochę o przeszłości, o
tym co muszę jutro zrobić... Od kiedy jesteś taka dociekliwa?
- Od kiedy przestałaś
być ze mną szczera – stwierdziła zła W jej głosie pobrzmiewało zaskoczenie i
niepewność. – Chciałabym, żeby było jak
dawniej. Między nami, mam na myśli! – dodała widząc jej minę. Nie miała ochoty
myśleć nad tym, dlaczego się zaprzyjaźniły, już kilka lat temu stwierdziła, że
najlepiej zrobić wszystko, żeby wyrzucić to z pamięci. Zakopać wspomnienia w
piasku, na którym powstały. W końcu dlatego wróciła...
- Może trzeba było o
tym pomyśleć wcześniej? – suchy ton Temari wyrwał ją z chwilowego transu.
Patrzyła się na nią, w czasie, kiedy jej palce bawiły się grubymi źdźbłami
trawy.
- Myślałam, że mi
wybaczyłaś.
- Bo tak jest. –
Usłyszała w odpowiedzi. Twarz jej przyjaciółki pozbawiona była jakichkolwiek
emocji, zwilżyła usta zanim odezwała się ponownie. – Ale to nie zmienia faktu,
że nie widziałyśmy się przez prawie siedem lat.
- Wiem. Po prostu
chciałabym, żebyś dalej potrafiła się przede mną otworzyć.
- Przesadzasz. Tak ci
zależy, żeby dalej wyłapywać nawet najdrobniejsze zmiany mojego nastroju, że je
wymyślasz. Dużo się zmieniło. Jakby nie patrzeć, jestem teraz szczęśliwa, a to
o czym myślałam, to naprawdę nic ważnego.
Obie dziewczyny
zamilkły, brązowe oczy atakowały turkusowe, w niemej walce, której, jak zawsze,
zwycięzcą okazała się być blondynka. Midori ze zrezygnowaniem popatrzyła na
swoje paznokcie.
- Nie wierzę ci –
rzekła cicho. W głowie miała chaos, wspomnienia lawirowały na cienkiej krawędzi
jej świadomości, walcząc o uwagę. Odpychała je od siebie, starając się skupić
całą swoją uwagę, na Temari.
- Nikt ci nie karze,
ale jeśli masz aż tak dużo czasu do analizy zachowań, skupiłabyś się na tym, że
ty jesteś tutaj, w czasie, kiedy twoje dziecko płacze w łóżeczku. Same. – powiedziała, wstając szybko. Nawet ten
ruch, wykonany w pośpiechu i irytacji, nie był pozbawiony jej wrodzonej gracji.
Krótka spódniczka nie podwinęła się, ani o milimetr, a drobne stopy bez
problemu wsunęły się w sandały. Nie
odezwała się, tylko szybko zniknęła wśród wysokich palm.
Midori westchnęła zrezygnowana. To było takie jej – pomyślała, sama podnosząc się z ziemi.
Wiedziała, że jutro spotkają się nie wracając w ogóle do tematu. Tak było
zawsze i to działało. Tylko, po mimo, że słowa Temari tak naprawdę nie miały z
nią nic wspólnego, stanowiły tylko barierę obronną, wciąż bolały. Może dlatego,
że były prawdziwe?
Przepraszam. Serio, strasznie, strasznie, strasznie was
przepraszam. Nawet nie wiem dlaczego ten rozdział jest tak późno, jego znaczna
część była napisana już piętnastego sierpnia, jednak wtedy wyjazdy nie pozwoliły
mi tego przepisać i dokończyć, a potem... A potem zaczęło się jakieś paskudne
bezwenie na ten rozdział. Tak, tylko na ten, bo inne rzeczy pisałam bez
problemu. Mam nadzieję, że już mnie więcej nic takiego nie spotka, bo to było
naprawdę paskudne uczucie. Przyznaje, że tego rozdziału nie sprawdziłam,
skończyłam go pisać dosłownie sekundę temu i chciałam od razudodać, zwłaszcza,
że nie wykonałam jeszcze obowiązków szkolnych. Nie będę na niego narzekać, bo
wiem, że raczej nie chce wam się tego czytać. Chciałam jeszcze powiedzieć, że w
trakcie roku szkolnego mogą powstawać zaległości na Waszych blogach, które
jednak będę starała się w miarę możliwości jak najszybciej nadrabiać. Jeszcze
raz bardzo, bardzo przepraszam, pozdrawiam was serdecznie i życzę miłego tygodnia.
Ps. Drogi Masashi Kishimoto: jeden nieopatrzny ruch i
zbieram na pistolet i bilet do Japonii. Nie żartuję!
Witam!
OdpowiedzUsuńNaprawdę nie masz za co przepraszać. Na ten rozdział mogłabym czekać kolejne kilka miesięcy, a i tak pisałabym same komplementy. Ech... chyba zacznę rozgłaszać Twojego bloga wszędzie gdzie się da, by dać innym możliwość czytania tej historii. Nie mówiąc już o tym, że chciałabym byś poczuła się doceniona jako autorka. Moim zdaniem powinnaś mieć dużo więcej obserwatorów i komentarzy oczywiście. Zabawne, że niektóre bardzo popularne blogi nie dorastają Twojemu do pięt. Nie mam zamiaru tutaj obrażać innych autorów, lecz podkreślić absurdalność internetowego świata. Nie wiem kim chcesz zostać w przyszłości, ale obiecuję, że jeśli kiedyś wydasz książkę, to będę pierwszą osobą, która ją kupi.
Bardzo podoba mi się zażyłość między Sakurą a Raidenem (którego nota bene przytuliłabym mocno i mówiła, że wszystko będzie w porządku). Ich przyjaźń jest taka cicha, pełna troski, zmartwień i melancholii. Piękna.
Dziękuję Ci za to, że wprowadziłaś Shikamaru. Uwielbiam go. Och, ogólnie Twój styl pisania jest taki cudowny, intrygujący wprost uwodzący! I oczywiście profesjonalny, ale to już pisałam :)
Sen Sakury bardzo mnie zainteresował. Haha, ona już wcześniej miała problemy z rozdwojeniem jaźni :D
Mam nadzieję, że dotrzymam na zdrowych zmysłach do rozdziału 4. Jestem spragniona go tak bardzo jak pustelnik wody. Ach, te porównania :D
Pozdrawiam ciepło i podziwiam :*:*:*
A i co do naszego kochanego Kishimoto. SPOILER.
UsuńNie cierpię go w tej chwili.
Nie wiem czy żyje Kakashi, nie wiem czy żyje Tenzo, nie wiem co z Shikamaru ;___; Nie wspominając już o tym, że uśmiercił Nejiego. Przysięgam, że jeśli jednak jeszcze kogoś zabije, to kupię Ci naboje.
Musisz wiedzieć, że właśnie przykleiłaś mi na usta uśmiech, który nie zniknie do końca wieczoru! (: Cieszę się, że podoba ci się ta historia, bo prawdę mówiąc to pierwszy raz, kiedy daję ludziom do przeczytania coś tak bardzo mojego. Jasne, że to dalej fanfic, ale wcześniej ograniczałam się do kanonu w 100%, wykorzystywałam raczej już znane sceny i postacie, tutaj jednak stworzyłam więcej, chociaż wciąż staram się to trzymać w realiach "Naruto". To co piszesz jest bardzo miłe i sprawia, że się rumienię, ale ja wcale nie patrzę na to w ten sposób, przynajmniej nie z perspektywy mojego bloga. Ale niestety masz rację, że świat internetowy, tak jak ten normalny, nie jest sprawiedliwy i czasem, porównując do siebie blogi(nie oszukujmy się, każdy lubi porównania) jestem wściekła, że niektórzy nie dostają tyle uznania, ile powinni, tylko dlatego, że nie spamują i nie piszą reklamujących jednolinijkowców. Ja sama jednak pisanie traktuje tylko i wyłącznie jako pasję, coś, co pozwala mi troszkę poszaleć i jest miłą odskocznią od codziennego życia. Swojej przyszłości z tym nie planuje, co nie znaczy, że kiedyś przestanę pisać. Po prostu moje plany są zupełnie inne( coraz częściej tylko dochodzę do wniosku, że nierealne), więc zwyczajnie cieszę się i dostaję mega powera czytając pozytywne opinie. Nie uważam się też za autorkę. (:
UsuńTaaak, ja kocham to rozdwojenie jaźni Sakury, daje taaakie pole do popisu. Nawet kiedyś miałam całą historię ułożoną dookoła tego, ale nie bardzo jest czas, żeby to spisać. I przyznaję, że też lubię Raidena, a ta jego relacja z Sakurą będzie się rozwijać. (:
Shiakamaru to moja wielka miłość, nie jestem w stanie sobie wyobrazić mangi bez niego, po prostu nie dopuszczam do siebie tej myśli. Już z Nejim było ciężko, ale jak tak sobie pomyślę... Nie, Sakura go uratuje! Na pewno!
Ja również pozdrawiam i całuję! ;*
Przepraszam, ze dopiero teraz pisze, ale cierpiałam na jakiś zanik weny, jeżeli chodzi o komentowanie, a osobiście wolę bardziej treściwe opinie, niż takie, które składają się z dwóch zdań ;)
OdpowiedzUsuńZacznę od końca… Muszę przyznać, że ciekawi mnie historia Midori. Chciałabym się dowiedzieć o niej więcej. Wyobrażam ją sobie, jako taką małą, nieco nadpobudliwą przyjaciółeczkę Temari, która zawsze pozostaje w cieniu, tej dominującej blondynki.
To jej dziecko i w ogóle cała ona. Chcę więcej informacji!
Dalej…
Gdy zobaczyłam Shikamaru, który sobie gra, od razu na myśl przyszło mi słowo „szach-mat”. Tak bardzo mi się z nim kojarzy. Niemniej jednak, początek tej sceny był bardzo smutny. Zawsze wzruszają mnie momenty, gdy wspomina się zmarłych i nie tyle żałuję tych, co odeszli, co tych, którzy pozostali ze swoim cierpieniem. Tudzież jego i jego matkę.
Tsunade pojawia się raz tu, raz tam i przynosi złowróżbne wieści. Cała ta sprawa z nagłymi zgonami również jest bardzo intrygująca.
Sakura… Bardzo lubię Raidena. Byłam pewna, że z kimś walczył i już zaczęłam sobie wyobrażać, że może ma jakieś powiązania z przestępcami, albo coś, a tu się okazało, że poniekąd sam sobie zrobił krzywdę. Oczywiście, nagły atak bólu nie był jego winą, a przecież przyczynił się do takich, a nie innych następstw. Jak poważny musiał być jego ból, że doprowadził się do takiego stanu? Przez moment, bałam się, że nie wytrzyma i już go uśmiercisz :O Nie zabijaj go! Właściwie, gdyby nie on, to scen z Sakurą wydawałoby się dla mnie za dużo (nie żebym specjalnie nie lubiła tej postaci). On po prostu sprawia, że te sceny automatycznie zyskują i czyta je się przyjemniej niż same z panną Haruno. No… i czyżby ten typek czuł jakąś miętę do naszej pani doktor?;> A co na to Sakura? Widać, że bardzo jej na nim zależy, ale jaka w rzeczywistości łączy ich więź?
Scena z Sakurą i jej matką… Również mi się spodobała. Rodzice często nie zdają sobie sprawy, że ich słowa, które przecież mówią dla naszego dobra, mogą działać na nas, jak cios w twarz. Zamiast pomóc, przypomną prędzej o tym, jakim jest się mało wartościowym, o porażkach, z którymi ciężko się pogodzić… Taka sytuacja. Dobrze jednak, że koniec końców, jej mama nie wyszła z trzaśnięciem drzwi i że jako tako mogły się pogodzić. No, ale wymuszanie na kimś, by koniecznie znalazł sobie męża teraz, bo…bo jest znana i szanowana? Bo ma chwilę tryumfu? To tak, jakby bardziej zależało na korzyściach niż uczuciach.
Hmm… Ogólnie, to musze przyznać, że jestem pod wrażeniem. Nie tylko treści, ale przede wszystkim stylu. Wydaje mi się, że z każdym rozdziałem Twoje umiejętności bardzo wzrastają. Bardzo szybko i przyjemnie mi się to czytało :)
Czekam więc na kolejny rozdział.
Pozdrawiam!;*
Jaaaki piękny komentarz! *,*
UsuńCieszę się, że cię Midori zaintrygowała, bo bałam się, że przy Tem wyjdzie trochę obojętnie. Co do Sakury i jej ilości... Wiesz, że dla mnie jest jej za dużo. xd Tylko kurcze musiałam wymyślić taką fabułę, żeby jakoś połączyć ludzi z różnych wiosek i środowisk i po prostu Sakura mi na takiego fajnego łącznika wyszła. To dlatego jest jej teraz tak dużo. Potem już raczej usunie się ze swoją historią w cień i chociaż dalej będzie jedną z głównych postaci to nie będzie aż tak dominować. Z Raidena, przyznaję, jestem dumna. Uwielbiam jego historię, uwielbiam jego samego i bardzo bym chciała umieć go przedstawić dokładnie tak jak go wymyśliłam. I jeśli chodzi o niego i Sakurę to.. hmm, zobaczymy jak to wyjdzie.
Ta scena z Shikamaru i Tsunade w ogóle nie miała tak wyglądać, to jedna z tych scen, która ewoluuje jak tylko próbowałam ją spisać. I tak jak teraz o tym pomyślałam to faktycznie Tsunade musi tu zabawnie wyglądać, tak się pojawia jak duch i tylko wszystkich straszy. xd Ale co ja na to poradzę, że ja mam do niej niesamowitą słabość?
Dziękuję bardzo za komentarz i również pozdrawiam! ;*
Wybacz. Naprawdę Cię przepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale, gdy miałam zabrać się za to już wcześniej uzmysłowiłam sobie, że pamiętam rozdział ogólnikowo i musiałam przeczytać jeszcze raz i ten dzień nastąpił dopiero dzisiaj, niestety.
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak nie żałuje, że znów go sobie odświeżyłam, bo podobał mi się równie mocno jak za pierwszym razem, tyle że teraz wywiązuje się z czytelniczej powinności i cię w tym uświadamiam xD oł jeee!
A więc... pierwsza myśl: "Coś dużo Sakury jak na blog o ShikaTema", ale! nie zrozum mnie źle, z racji, że ostatnio Pani Haruno niemalże zrównała się z moją Hyuugą jestem z tego odkrycia bardzo zadowolona. Mogę teraz śmiało przyznać, że lubię Sakurę i lubię o niej czytać, dlatego sama wywnioskuj dlaczego lubię ten rozdział xD
Tym bardziej, że Ty - podobnie jak kilka wspaniałych autorek - świetnie charakteryzujesz jej postać. Doskonale pamiętam czasy, gdzie na blogach szalała fala "idealnej Sakury" i może to wtedy mnie tak od niej odepchnęło. Nie lubiłam jej przeidealizowaej wersji. Dla mnie, ona w mandze ma zaskakującą ilość wad, dużo irytujących cech, ale w końcowym efekcie za to ją polubiłam - jest taka rzeczywista, a dodawanie jej na siłe "odwagi, pewności siebie, potężnej mocy, intelektu, rozsądku" to wszystko mnie męczy... po prostu ;D To tak jakbym ja o Hinacie pisała, że jest najsilniejsza kunoichi w wiosce - matko!
Ale nie o tym mowa.
Po prostu lubię o niej czytać, jeśli wychodzi to spod Twoich palców. Lubię jej zmienne nastroje, scenę z matką i to, jak łatwo dała się wyprowadzić z równowagi. Lubię jej nowego przyjaciela/pacjenta, który od początku jest owiany jakąś tajemnicą i aż szkoda, że Sakura wyrusza na misję i nie będzie Raiden'a.
Niemniej jednak wygrywa scena z matulką! O rany, wiem jak takie mamuśki potrafią być irytujące - bo, o zgrozo! - ja również taką posiadam, tyle że ona marudzi NA MOJEGO CHŁOPAKA, a nie O CHŁOPAKA, i wolałaby raczej żebym siedziała dzień i noc nad książką niż lawirowała pomiędzy internetem a spotkaniami z nim, ale cóż...
Podzielam irytację Sakury i może dlatego jest to numer jeden tego rozdziału. Aż sama miałam ochotę coś odparować tej kobiecie.
Wiesz co paradoksalnie najbardziej mi sie spodobało? Stwierdzenie, że Sakura już dawno mogłaby być narzeczoną Hokage. Typowe, matczyne myślenie. ;D
P.S Ja martwiłabym się gdybym miała zostawić Raidena samego. Coś nie ufam temu, że będzie o siebie dbał xD
Daleej... w końcu troszkę naszego, kochanego przystojniaka! Oł jeee! ;D Shikamaru Nara i jego papieros. Fascynujące! Jednak! Jakkolwiek to brzmi, było fascynujące, szczególnie moment, w którym dowiedzieliśmy się, że jego kochany tatuś nie żyje. Aż mi się smutno zrobio, bo sobie przypomniałam, że faktycznie zginął. O,o Jestem w tyłach z mangą więc takie rzeczy robią na mnie wrażenie ;D
Potem zjawienie się kolejnej z moich ilubionych kobiet ninja. Tsunade NIKT nie pobije, jeśli chodzi o klase i potęge. Dlatego od zawsze mnie irytowało zrównywanie Sakury do niej. Uczennica nie koniecznie przegania mistrza, i w tym wypadku... śmiałabym w to wątpić. xD
Coś czuję, że coś spotka Sakure na tej misji. ;D
Szkoda, że ten rozdział taki krótki i tak niewiele można powiedzieć! Zdecydowanie musisz nas uraczyć czymś dłuższym, może właśnie z Shikmamaru?! ;D Świetnie Ci wychodzi pisanie jego scen, jakoś tak... lżej się czytało, jakbyś mimowolnie więcej uwagi przypisywala właśnie jemu. Może to moja wyobraźnia...? ;>
Dalej! Scena z Temari i M... M... Kurde, nie mogę zapamiętać. Matsuri!
OdpowiedzUsuńMatsuri?... No niech będzie xD
Bynajmniej dowiadujemy sie, że Temari ma przyjaciółkę i coś się między nimi wydarzyło. Trochę było mi żal tej M.... Matsuri ;D Temari jest taka... zimna ryba xD
Nawet facetów nie lubi! Wyobraziłam sobie Shikamaru i próbę zalotów... ;D
Zawsze lubiłam Temari, bo jest jedną z oryginalniejszych postaci, i kiedyś miałam obsesje na punkcie ShikaTema! Teraz owszem, lubię, nadal żywię nadzieje, że może pięknego, cudownego dnia coś aiskrzy między nimi ale W MANDZE, ale momentami drażni mnie związany z nią rytm. Jej charakterystyka jest tak utworzona, że ciągły brak emocji, sprowadza się do nudy... Momentami jest nudna. Ciągle opanowana, zamknięta w sobie, w jakimś stopniu skrzywdzona.. Jakbym miała wybierać to wolałabym wybuchową ciamajde Sakure. Tak, uwierz mi, sama nie wierzę, że do tego doszło! ;D Ale i tak mam do niej sentyment, a jak dodać do niego NAJLEPSZEGO FACETA W MANDZE! to już w ogóle du.pe urywa. ;D
Mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie. Wiem, że ją lubisz i nie zrozum mnie źle - ja też - tylko chciaam się podzzieić z Tobą moim odczuciami, haha ;D
Wgl! Była wzmianka, że delegacja z Suny będzie w Konoha, czyli spotkanie tuż-tuż, mam rację?:D Czyli mamy zapiąć pasy i przygotować się, żeby trochę nudna Temari poznała leniwego Shikamaru co w efekcie przyniesie...
;DDDD szał orangutanów!
I tak podsumowując, bo zauważyłam, e komentarz jest tak beznadziejny, że aż mi wstyd ;D
Nie rozumiem Twojej malutkiej wiary w siebie i tego, że nie lubisz momentu publikacji... ja ten moment uwielbiam, bo czytanie Twoich rozdziałów rzeczywiście mnie relaksuje i odprężą, nawet jeśli sądzisz, że są nudne i beznadziejne, to należy pochwalić w Tobie to, że nawet jeśli nie dzieje się nic, to jednak czytelnik nie nudzi się, nie robi tysiąca innych rzeczy podczas czytania tylko rzeczywiście się wciąga. A ja się wciągnęłam, więc przestań mruczeć tylko klawiaturka i pisz mi kolejny rozdział! SHANNAROO! ;ddd
P.SS Nauczyłam się wykonywać dwa makijaże cieniami. O,O UWIERZYSZ?! Myślałam, że to nierealne, a jednak!
Jak to się dzieje, że zawsze jak czytam komentarze od ciebie to się śmieje jak głupia?
UsuńCo do początku i ilości Sakury... Już się z niej tłumaczyłam. Potem będzie jej mniej(albo raczej innych postaci więcej), akurat ta początkowa faza opowiadania wymaga ode mnie dużo Sakury no i nie ukrywam, że o niej mi się po prostu łatwiej w tym momencie pisze. Temari jest powodem, dla którego ten rozdział ukazał się tak późno bo niestety, ale masz rację - wychodzi mi zwyczajnie nudna. Zastanawiam się czasem czy nie porwałam się z motyką na słońce, chcąc ją dobrze wykreować w trzeciej osobie, bo dla postronnego obserwatora wydaje się skamieliną. Postaram się wprowadzić więcej takich scen, gdzie dla odmiany pokaże jakieś uczucia, a że zabieram ją do Konohy to... będzie okazja. xd No i ten blog to nie jest opowieść typowo ShikaTema, tych wątków personalnych jest kilka i wszystkie krążą dookoła głównego.
Scena z Shikamaru i Tsunade powstała w dokładnie 12 minut. To chyba mój rekord, ale tak to jest jak się piszę o dwóch ukochanych postaciach xd
Z następnym rozdziałem może być problem... Bo ja cierpię nad królową nauk i to bez większych efektów jak na razie.
Pozdrawiam i bardzo dziękuję!(i liczę na kurs makijażu!) ;*
Cieszę się bardzo, że znalazłam twojego bloga. Bardzo mi się podoba i będę go dalej czytać. Masz bardzo fajny styl pisania i świetnie oddajesz charaktery bohaterów, no identycznie jak w anime :D Bardzo lubię Shikamaru jest to moja jedna z ulubionych postaci w Naruto więc jestem happy że piszesz takiego bloga, bo jest to jeden z lepszych jakie udało mi się znaleźć :) Życzę dużo weny i czekam na kolejny rozdział :P
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i mam nadzieję, że dalej nie zawiodę! (: Widzę, że mojego lenia kocha więcej osób, niż myślałam.
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać i muszę powiedzieć, że rozdział wyszedł Ci zaje*iście!
A więc tak. Zacznijmy od początku. Sen Sakury ...
Hmm ... Strasznie skomplikowane ma te sny xD. Ogólnie to mnie dość zaintrygował ... Jak widzę kunoichi dalej ma problem z rozdwojeniem jaźni^^.
Dalej ... Rozmowa z matką.
Jezu! Jak ty to robisz, że wychodzi Ci to takie prawdziwe? Czytając to czułam się jak podczas jednej (z wielu xD) kłótni z rodzicami. Serio :P. Jestem pod wrażeniem, że Sakura jakoś się opanowała i udało im się zjeść spokojnie śniadanie. Wielki brawa dla niej :D.
Co tam potem było ... chyba scenka z Raidenem
Ty mnie nawet tak nie strasz! xD Raiden nie może umrzeć! Heh, nie wiem czemu, ale od samego początku bardzo go polubiłam. Jego charakter jest tak jakby mieszanką bohaterów "Naruto" (przede wszystkim Saskuś, ale też dres, Shika? i inni). Dalej sądzę, że on coś czuje do Sakury ^^.
Jakoś nie wierzę, że sam będzie o siebie dbać :D. Wydaje mi się, że on jeszcze sobie nie raz coś zrobi.
... Gra w shougi ...
Od samego początku widać jak łatwo poszło Ci napisanie tej części (pozazdrościć tylko, też tak chcę ;)).
Zachowanie Shikamaru takie naturalne, zupełnie jak w mandze. Spodobało mi się dodanie info apropos przebiegu gry. Miło się czyta takie przerywniki w dialogach. A co do Tsunade ... jest co najmniej przerażająca xd. Jak się pojawia, to tylko przynosi złe nowiny hehe. Ach, ta sprawa z zniknięciami robi się coraz bardziej intrygująca. Dodaj więcej szczegółów, bo nie wiem ile moja cierpliwość wytrzyma xd.
A teraz Temari i Midori(? dalej nie potrafię zapamiętać :D).
Przyznam, że nowa bohaterka jest ciekawa. Ma wiele tajemnic, co dodaje jej tego czegoś, że od razu poczułam do niej sympatie. Charakterem przypomina trochę hmm... Sakure? Sama nie wiem. W każdym razie widać wyraźną dominację Temari i dobrze ^^. A jej dziecko też mnie interesuje. Co się stało, że tak mało spędza przy nim czasu? Zaś te tajemnice!
Ech ... jak ja chciałabym potrafić tak pisać! Ten wspaniały, taki profesjonalny styl ... Dajesz jakieś korepetycje? xD
Całość wyszła Ci świetnie. Było chyba kilka literówek, lecz niespecjalnie zwróciłam na to uwagę.
Dlatego dodaje twoje opowiadanie na moim blogu do stronek, które warto przeczytać =)
Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na nexta!
willownight
Wydaje mi się, że ta kłótnia z matką wyszła mi nieźle dlatego, że jest to coś, czego sama(wiele razy) doświadczyłam. (: I tak jest po prostu łatwiej. Dużo trudniej mi wczuć się w sytuację totalnie dla mnie abstrakcyjną, ale lubię wyzwania. Dziękuję bardzo za całą opinię, szczególnie za komplementy dotyczące Shikamaru, bo jest to moja wielka miłość i tak strasznie boję się, że go zepsuję, że czasem ciężko mi o nim pisać. Co do stylu... Ponownie, bardzo dziękuję, za komplement, ale ja w nim widzę milion niedociągnięć.
UsuńLiterówki... Powinnam przejrzeć tekst i je poprawić, ale strasznie głupio mi czytać własne rozdziały. xd Ach i te tajemnice! Chyba wypadałoby cokolwiek wyjaśnić bo jakby się tak zastanowić to mnóstwo wątków zaczęłam i żadnego nawet minimalnie nie rozwinęłam.
Pozdrawiam! ;*
jeju *.* za jednym razem przeczytałam wszystko i dziwię się dlc nie ma tutaj nic więcej....;] to jest mega masz bardzo fajny styl pisania- niesamowity czekam na następne rozdziały ;D
OdpowiedzUsuńhttp://zycie-marzenia-wspomnienia-gaasaku.blogspot.com/